Albert Camus napisał, że „jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: […] orzec, czy życie jest, czy nie jest warte trudu, by je przeżyć”.[1] Jak sam zaznaczył, jest to fundamentalne pytanie filozofii, na które należy odpowiedzieć. Antynataliści twierdzą, że narodziny człowieka mają wartość negatywną – uznają, że lepiej jest się nie narodzić i nie istnieć, niż się narodzić i cierpieć, gdyż dobro w żadnym wypadku nie kompensuje wszechobecnego zła.
Większość ludzi jednak, wbrew poglądom antynatalistów, przypisuje pozytywną wartość narodzinom i sukcesywnie powiększa ziemską populację, między innymi w wyniku naszych naturalnych potrzeb.
Pytanie, jakie zadał Camus, jest niezwykle trudne do rozwikłania, ale ustalenie wartości życia, w pewnym stopniu ułatwi sprawę. Zatem, jak cenne jest życie?
Kiedy dobro jest cenne?
Z praw ekonomii wynika, że im rzadsze dobro, tym jego wartość jest wyższa. Prawa fizyki z kolei mówią, że najrzadszymi pierwiastkami (a więc i najcenniejszymi) są te, których atomy uzyskuje się w niezwykle wysokich temperaturach. Takim pierwiastkiem jest np. złoto, które powstaje w wyniku nukleosyntezy w rzadko spotykanych wybuchach supernowych (w umierających gwiazdach).
Z punktu widzenia ekonomii, ciało każdej istoty ludzkiej również jest rzadkim dobrem (i co podkreślają ekonomiści – ludzie nie przywykli myśleć o sobie, jak o rzadkim dobru). Ów postulat oparty jest na dwóch argumentach: samoposiadaniu oraz nietrwałości życia (degradacji ciała).
Człowiek (jak również każda inna istota żywa) dysponuje tylko jednym ciałem i większość ludzi nie może wykonywać wielu czynności jednocześnie – nie potrafią w tym samym momencie jeść jabłka, pić piwa, palić papierosa, czytać książki i kierować samochodem. By człowiek mógł tego dokonywać, musiałby dysponować wieloma ciałami, co jest fizycznie niemożliwe. Zmuszony jest więc ustalać kolejność czynności i poświęcać uwagę na to, co uważa za bardziej wartościowe.
W wykonywaniu tych czynności ogranicza człowieka również czas. Człowiek nie jest niezniszczalny ani nieśmiertelny – organizm ludzki starzeje się, musi więc tak dysponować czasem, żeby maksymalizować korzyści. Ludzkie ciało jest zatem rzadkim dobrem pod względem ograniczonych możliwości dysponowania nim w czasie i przestrzeni.[2]
Z drugiej strony, jeśli przyjrzymy się pierwiastkom w ludzkim ciele, stwierdzimy, że stanowi ono niemal pospolity dla całego Wszechświata skład chemiczny. Człowiek złożony jest w 96% z tlenu, węgla, wodoru i azotu – pierwiastków, które wraz z helem, występują najczęściej w kosmosie. Zatem pod względem budowy chemicznej ludzkiego ciała, nie różnimy się niczym szczególnym od materii nieożywionej. Jednakże gdyby życie charakteryzowało się rzadszymi składnikami, jego powstanie byłoby znacznie trudniejsze lub całkowicie niemożliwe.
Odnosząc się do analogii o złocie, w powyższej analizie zachodzi sprzeczność, co oznacza, że przyjęte kryteria oceny są błędne. Człowiek to maszyna o niezwykle skomplikowanej budowie, w której zachodzą niezliczone procesy, a więc wnioski wypływające z porównania do materii nieożywionej, należy traktować wyłącznie jako ciekawostkę i nic poza tym.
Spójrzmy więc na tę kwestię z innej perspektywy.
Niewielka planeta w wielkiej przestrzeni
Wraz z odkrywaniem nowych przestrzeni Kosmosu, ludzkość zdała sobie sprawę, że stanowi bardzo mały jego element. Przestrzeń, złożona z planet, gwiazd, galaktyk, gromad i supergromad jest tak ogromna, że nie sposób jej pojąć ludzkim umysłem. Współczesna nauka dorzuca do tego zestawienia hipotezę Wieloświata, w którym nasz wszechświat jest jednym z nieskończonej ilości wszechświatów, co zasadniczo powinno umniejszyć znaczenie ludzkości niemal do zera. Czy takie wnioskowanie: małe = bezwartościowe, jest słuszne?
Według hipotezy Wieloświata każdy z wszechświatów charakteryzuje się unikalnymi prawami fizycznymi, które w większości nie sprzyjają powstaniu złożonych organizmów. Jest niewiele wszechświatów, w których możliwe są narodziny życia, a my oczywiście żyjemy w tym jednym z nielicznych (a jedynym nam znanym), w którym one nastąpiły. Zapewniły to (charakterystyczne dla każdego wszechświata) warunki początkowe, powstałe wraz z momentem Wielkiego Wybuchu. Parametry owych warunków pierwotnych muszą być niezwykle restrykcyjne, aby życie w ogóle było możliwe. Nawet drobne odchylenie w jakimkolwiek z tych parametrów przekreśla kategorycznie tę możliwość. Warunki początkowe są więc pierwszym dowodem na to, że życie ma znacznie wyższą wartość, niż pozornie się wydaje. Otóż bowiem, skoro każdy z nieskończonej ilości wszechświatów ma unikalne właściwości, niewiele z nich posiada akurat te właściwe dla istot organicznych. Zatem wszelkie stworzenia, w tym ludzie, są wyjątkowym produktem w skali multiwszechświata.
Jednakże, warunki początkowe w żadnym wypadku nie gwarantują, że życie się pojawi. Są jedynie podwalinami pod taką możliwość. W przeciwnym wypadku bylibyśmy świadkami różnorodności gatunków inteligentnych, rozsianych po galaktykach i wówczas wartość gatunku ludzkiego także byłaby bliska zeru. (Nie)stety jesteśmy sami i choć trwające poszukiwania istot pozaziemskich nabierają rozpędu, trwają od niedawna i nie prędko (jeśli w ogóle) je odkryjemy.
Procesy i wydarzenia, jakie nastąpiły po Wielkim Wybuchu (nukleosynteza, rozszerzanie przestrzeni, czarne dziury, uformowanie galaktyk), choć odegrały niebagatelną rolę w ewolucji Wszechświata, również nie były kluczowe dla narodzin życia. O powstaniu Ziemi i materii ożywionej zadecydowały losowe zdarzenia i unikalne warunki, w jakich znalazła się nasza planeta. O takim zdarzeniu już pisałem: zderzenie się Tei z Ziemią, uformowało Księżyc i dało „nowej” Ziemi 24-godzinną dobę, pory roku i silne pole magnetyczne. To tylko wierzchołek góry lodowej.
Strefa stale nadająca się do zamieszkania
Aby w pełni zrozumieć, o czym mowa, wyróżnię dwa terminy: „galaktyczną strefę nadającą się do zamieszkania”, w której znajduje się tzw. region Złotowłosej oraz „gwiezdną (lub słoneczną) strefę nadającą się do zamieszkania”. Obydwie strefy definiują niezbędne warunki, konieczne do zaistnienia życia.
Trudno jednoznacznie wyznaczyć granice galaktycznej strefy nadającej się do zamieszkania, wiemy jednak, że znajduje się ona między wewnętrznymi obszarami dysku Drogi Mlecznej zawierającymi mnóstwo niebezpiecznych dla życia metali, a zewnętrznymi obszarami cienkiego dysku, gdzie występuje niewielka ilość ciężkich pierwiastków, ograniczająca istnienie planet ziemiopodobnych. Układ Słoneczny znajduje się nieopodal środka regionu Złotowłosej i co ważne, w szczególnie sprzyjającym życiu okresie istnienia Drogi Mlecznej (a więc czas, w jakim żyjemy, ma również niebagatelne znaczenie dla naszego istnienia).[3]
W środku strefy Złotowłosej znajduje się region, w którym występuje woda w stanie ciekłym, czyli panują tam temperatury od 0 do 100oC (choć według wielu naukowców, należy rozważać wyłącznie strefę o temperaturze od 0 do 50 oC). Szacuje się, że szerokość tej strefy „mieści się w przedziale odległości od punktu leżącego o zaledwie 1% dalej od Słońca niż my, do punktu leżącego bliżej niż my od Słońca tylko o 5%”.[4] Strefa ta jest więc bardzo wąska.
Obydwie strefy znacznie ograniczają możliwość występowania planet z organizmami żywymi, mieszczących się w ich granicach, ale to nie oznacza, że ich istnienie nie jest możliwe. Zatem czynniki, które zadecydowały o narodzinach życia, musiały mieć miejsce w bezpośrednim otoczeniu Ziemi.
Wyjątkowość Słońca i Układu Słonecznego
Kiedy myślimy o podstawach życia na naszej planecie, nie bez przyczyny spoglądamy w pierwszej kolejności na Słońce. Jednakże obok życiodajnych właściwości, jakie nam oferuje (m.in. korzystny wpływ na zdrowie psychiczne, synteza witaminy D, termoregulacja planety, wzrost roślin), charakteryzuje się cechami, których próżno szukać wśród innych tego typu obiektów.
Zaledwie 5% spośród wszystkich gwiazd, ma jasność zbliżoną do naszej rodzimej gwiazdy. Ze względu na mniejszą masę niż Słońce, większość z nich jest znacznie ciemniejsza.
I nawet wśród podobnych gwiazd, nasze Słońce się wyróżnia – wykazuje znacznie mniejszą zmienność jasności, co oznacza, że jest bardziej stabilne. Większa lub mniejsza jasność wywiera dramatyczny wpływ na strefę stale nadającą się do zamieszkania wokół gwiazdy. Czerwone karły, bo o nich mowa, emitują znacznie częściej i obficiej promieniowanie nadfioletowe i rentgenowskie oraz cząstki, które niszczą wszelkie zaczątki atmosfery wokół planety.
Ale nawet w gronie gwiazd „słońcopodobnych”, których ilość szacuje się na 2% wszystkich gwiazd w Drodze Mlecznej, Słońce jest jednym z nielicznych, które nie są podwójnymi, a nawet potrójnymi układami gwiezdnymi.[5]
Planety krążące wokół Słońca, także wyróżniają się spośród innych układów planetarnych, gdyż ich orbity są niemal koliste i na tyle oddalone od siebie, że nie wywierają na siebie praktycznie żadnego wpływu. Większość planet ma orbity eliptyczne, co wiąże się z orbitalnym chaosem, znacznie zwiększającym prawdopodobieństwo zderzenia się planet. Symulacje komputerowe wykazały, że minimalne zmiany parametrów wyjściowych zwiększały prawdopodobieństwo takiego scenariusza w stosunku 1:100.[6] W Układzie Słonecznym wyróżnia się przede wszystkim Jowisz, którego wzorzec stabilności ma niezwykle korzystny wpływ na wewnętrzne planety Układu.
Wielkie Bombardowanie
Pomiędzy orbitami Marsa i Jowisza znajduje się tzw. linia śniegu, obszar, gdzie występują parujące grudki lodu i innych substancji lotnych. W obszarze tym, w ciągu miliona lat od powstania Słońca, utworzyły się obiekty, zwane głównym pasem planetoid.[7] Jowisz jest na tyle ogromny, że jego przyciąganie grawitacyjne wpływa na całą strukturę Układu Słonecznego i jest swoistym strażnikiem Ziemi przed wysyłaniem obiektów z tego pasa w jej kierunku. Brak jego obecności powodowałby, że zderzenia komet pojawiałyby się co 10 tysięcy lat, a nie, jak się szacuje, co 100 milionów lat.
Jednakże w okresie około od 3,8 do 4,1 miliarda lat temu, tuż po uformowaniu się planet Układu Słonecznego, nastąpiło tzw. Wielkie Bombardowanie – intensywne bombardowanie asteroidami skalistych planet krążących wokół Słońca, w tym Ziemi i Księżyca. Paradoksalnie, wówczas Jowisz odegrał odwrotną rolę w tym procesie. Jego siła grawitacyjna przyciągając obiekty z pasa Kuipera, znajdującego się za orbitą Neptuna, porwała ze sobą lodowe asteroidy i przechwyciła obiekty z głównego pasa planetoid, dostarczając na Ziemię wodę.[8] Wskutek intensywnych zderzeń, nastąpiły ruchy tektoniczne na planecie, umożliwiając przeobrażenie potencjalnego wodnego świata, w taki, na którym istnieją lądy i oceany. W późniejszym okresie dryfy tektoniczne odegrały decydującą rolę m.in. w utrzymaniu ziemskiej temperatury, w której zakresie woda występuje w stanie ciekłym.[9]
To właśnie 300 milionów lat po zakończeniu bombardowania, narodziło się życie i rozpoczął się proces ewolucji biologicznej.[10]
Wartość życia
Wpośród (hipotetycznie) nieskończonej ilości wszechświatów, znajduje się jeden z nielicznych, w którym panują warunki początkowe, umożliwiające istnienie 100 miliardów galaktyk, spośród których wyróżnia się jedna, w której spośród 400 miliardów istniejących w Drodze Mlecznej gwiazd, występuje jedna, wokół której krąży osiem planet i tylko na jednej – spośród z miliarda miliardów planet istniejących we Wszechświecie – zaistniało życie.
Czas oraz procesy i wydarzenia, które doprowadziły do powstania życia, jednoznacznie wskazują, że życie jest niezwykle rzadkim dobrem, a jego wartość niezwykle wysoka. Ma to znaczenie zarówno filozoficzne, ekonomiczne, jak i społeczne. Zaznaczyć należy jednak, że ocenie poddałem samą możliwość zaistnienia życia we Wszechświecie, a nie stricte życia ludzkiego. Zanim pojawił się człowiek, ewolucja biologiczna przeszła wiele równie mało prawdopodobnych wydarzeń, co ewolucja Kosmosu i powstanie Ziemi. W ich wyniku miliony gatunków pojawiało się i znikało, torując drogę dla homo sapiens. Zatem, by w pełni zrozumieć wartość życia ludzkiego, konsekwencje, jakie ze sobą ten fakt niesie i przekonać się, czy istnieje odpowiedź na pytanie Alberta Camusa, należy prześledzić również historię życia na Ziemi. To temat na kolejny wpis.
Powiązane:
Krótka historia przestrzeni → O idei multiwszechświata → Liczby życia → Od Wielkiego Wybuchu do narodzin Ziemi → Jak cenne jest życie? cz.1 → Jak cenne jest życie? cz.2 → Czy świadomość czyni nas wyjątkowymi?
Przypisy:
[1] A. Camus, Dwa eseje: Mit Syzyfa: Artysta i jego epoka, Warszawa: Krąg, 1991.
[2] H-H. Hoppe, Teoria socjalizmu i kapitalizmu, Wrocław: Instytut Ludwiga von Misesa, 2015, s. 8-10.
[3] J. Gribbin, Dlaczego jesteśmy. Cud powstania życia na Ziemi, Warszawa: Prószyński i S-ka, 2013, s. 102.
[4] Tamże, s. 107.
[5] Tamże, s. 109-112.
[6] Tamże, s. 148-151.
[7] Tamże, s. 143.
[8] Tamże, s. 152-155.
[9] Tamże, s. 178-179.
[10] Tamże, s. 42.
Zdjęcia:
- Komórki nerwowe: Colin00B/pixabay.com